III. Tam

Tym razem elementy układanki same wpadały jej w ręce. Nie musiała już nerwowo za nimi śledzić, czując hipnotyczny stan odrywający od rzeczywistości. Z czasem jednak nie zdążała już każdego z nich uchwycić w ręce, wystarczyło, że tam była. Wiedziała wszystko. Gdyby istniał pokój, w którym w tamtym momencie pękają szyby, ona z pewnością potrafiła by je wszystkie spamiętać i ułożyć. 
Nie ocknęła się, więc to nie był sen. Jej oczy śledziły muchę, która właśnie przysiadła na szybie zupełnie bez celu. Czuła, że jest zmęczona, miała opuchnięte nogi. Poczuła, że nie potrafi przełknąć śliny. Miała sucho w gardle.
- Co za dzień ?!? - powiedziała pod nosem, pijąc gorącą herbatę z miętą. Nie myślała o tym. No bo niby skąd mogła wiedzieć, że tam była.


II. profil twarzą w twarz

Jak co dzień rano kręcił się i wiercił na swoim obrotowym, lekko zdezelowanym krześle, nerwowo drapiąc się po głowie. Patrzyła na niego z politowaniem. Choć nie zawsze tak było, to prawdopodobnie nic już nie jest w stanie tego zmienić. Za każdym razem jednak, z nieukrywanym zdziwieniem i obrzydzeniem patrzyła na jego paznokcie. W jakiś sposób naznaczały jego drapieżność. Ten z pozoru bardzo sympatyczny człowiek potrafił bez zastanowienia zmienić się, bezwzględnie przekraczając swoje granice. Gorsze jednak było to, że przekracza granice u innych. Widziała to już wiele razy. Politowanie. Żadne inne emocje się w niej nie odzywały. Była przekonana o jakiejś wielkiej krzywdzie jakiej doznał, lub ranie zadanej - choć ta z wyglądu przypomina bardziej przepaść...nie chciała i nie potrafiła sobie tego wyobrazić. Odwróciła więc wzrok w stronę okna, nie zdając sobie sprawy z tego, że po raz drugi tego ranka przytrafia się jej to samo, choć tak dalece inne.

I: od czego się zaczyna, do tego się wraca na samym końcu

Na początku wydawało mi się, że go znam. Przez ułamek sekundy zauważyłam nawet jakby dokładnie to samo pomyślał o mnie. To zupełnie tak, jak byś szedł wąską uliczką w obcym mieście, (zachowując na twarzy nienaturalnie wyglądający uśmiech zachwytu nad nowym miejscem) kiedy przechodzisz obok kogoś obcego, kto uśmiecha się do ciebie i daje wrażenie jakby dokładnie wiedział co w tym momencie myślisz. 
Na pewno się nie znamy-pomyślałam więc, a człowiek w obcym mieście może jedynie zazdrościć ci tej świeżości spojrzenia, które już dawno przyblakło odbijając światło od codzienności, czuć rodzaj dumy lub zadowolenia albo uśmiecha się do ciebie bo sam jest turystą i czuje wewnętrznie, że jesteśmy związani jakąś powinnością przynależności do trudu przybycia właśnie tu i teraz. Co za bzdura.Uśmiech bezwarunkowy? Statystycznie mało prawdopodobne.
Nie patrzyłam w jego kierunku. Wyglądałam przez zabrudzone okno na przewijające się w taśmie pejzaże witryn i ulic, których kolejność mogłabym odtworzyć w pamięci w dowolnym momencie. Moje myśli w tym czasie przemierzały obrazy mojej wyobraźni równie szybko i nie zatrzymując się na żadnej z nich dotarłam wreszcie do momentu,w którym przekraczałam granice doświadczenia, a obrazy były czystą halucynacją.
Próbuję sobie przypomnieć jak wyglądał. Czy to nie miało znaczenia? Pamiętam jedynie tweedową marynarkę i czapkę uszatkę, jakby żywcem wyjętą z szafy młodszej siostry. Przezabawne, jak bardzo nie pasowała do jego wyglądu, który aż prosi się by nazwać go elegancją i wyrafinowaniem stylu. Kluczyki w ręku bezsprzecznie świadczyły o tym, że jego auto ma dzisiaj urlop na żądanie, lub po prostu naigrawszy się z niego, wymawia się złośliwością przedmiotów < jak mawiają niektórzy: martwych >
Nigdy w życiu nie przeżyłam miłości od pierwszego wejrzenia. Wtedy również. Wiedziałam za to na pewno, że tą chwilę zapamiętam na zawsze, bo pokazała mi granice mojej wyobraźni. Byłam wtedy ogromnie wdzięczna losowi, choć znając skutki późniejszych wydarzeń powinnam może lepiej przekląć tę chwilę i puścić w niepamięć tamten mroźny poranek.